Soczewiczanka. Jedna z moich ulubionych zup, ale na wsi smakuje jakoś inaczej, wyjątkowo dobrze. Może dlatego, że szybko się ją gotuje i jest pożywna, rozgrzewająca a to po grzybobraniu zawsze się przydaje. I pasuje do jesiennych okoliczności przyrody.
Jak sobie tak urlopuję jesienią w wiejskiej chacie to tak jakbym była w innym świecie. Tam, z dala od miasta, życie płynie inaczej, wolniej. Nic nie muszę i czuję się wolna. Chodzę do lasu kiedy chcę, w ogóle robię co chcę i kiedy chcę. Rytm wyznaczają tylko pory dnia i ew. pogoda za oknem. Czas wypełniają mi grzyby, jeśli oczywiście są, wędrówki po okolicy a wieczorem książki. Gotuję tyle żeby nie żyć tylko na kanapkach. Ma być szybko, prosto i smacznie. Warzywa od sąsiadki, zioła z ogródka pod oknem, gaz z butli a potem posiłek przy dużym drewnianym stole na werandzie. Kocham to!
ROZWIŃ I CZYTAJ DALEJ
Jak sobie tak urlopuję jesienią w wiejskiej chacie to tak jakbym była w innym świecie. Tam, z dala od miasta, życie płynie inaczej, wolniej. Nic nie muszę i czuję się wolna. Chodzę do lasu kiedy chcę, w ogóle robię co chcę i kiedy chcę. Rytm wyznaczają tylko pory dnia i ew. pogoda za oknem. Czas wypełniają mi grzyby, jeśli oczywiście są, wędrówki po okolicy a wieczorem książki. Gotuję tyle żeby nie żyć tylko na kanapkach. Ma być szybko, prosto i smacznie. Warzywa od sąsiadki, zioła z ogródka pod oknem, gaz z butli a potem posiłek przy dużym drewnianym stole na werandzie. Kocham to!
ROZWIŃ I CZYTAJ DALEJ